Najnowsze wpisy, strona 3


Do czego nadaje się węgorzyca?
Autor: wedkarski | Kategorie: wędkarstwo  ryby 
Tagi: zupa rybna   łowienie   węgorzyca  
16 stycznia 2009, 14:36
No, najpierw do złowienia. Raczej nie jest trudna, daje się nawówić na przysmak z haczyka, pod warunkiem, iż jest to pożywienie wysokobiałkowe, czyli robaczek odpowiedno tłusty. Węgorzyca jest drapieżna, więc mięsko jest dobre. Utrudnieniem w obróbce kuchennej jest fakt, iż strasznie to ruchliwe i śliskie stworzenie. Nadaje się na zupę rybną, taką typu posiłek jednodaniowy. Robiłam takie coś z okoni i płoci (własnoręcznie złowionych) z dodatkiem właśnie węgorzycy. Na łowienie jej nie wybierałam się, bo raczej nie nadaję się do sterczenia na końcu falochronu, ani na innych elementach sztuki budowlanej wysuniętej daleko w morze. Przyczyna prosta - miewam zawroty głowy... Ale wśród tuziemców węgorzyca nie ma wzięcia, więc zdobycie odpowiedniego okazu nie stanowi nad Bałtykiem problemu.
Zielone ości
Autor: wedkarski | Kategorie: wędkarstwo  łowiska 
Tagi: belona   flądra  
13 stycznia 2009, 16:16

No, może nie tak całkiem zielone, ale prawie. W dodatku przejrzyste. Długi czas przygladałam sie okazom tego gatunku dość podejrzliwie. Mowa tu o belonie, która dość często daje się złapać na Uznamie. Rybka w sumie bardzo ładna, ale po usmażeniu tak jakoś nie miałam szczególnej odwagi na konsumpcję, bo całość sprawia wrażenie lekko nieświeżego dania. Te ryby oferowali mi tuziemcy, którzy wracali z połowów przybrzeżnych swoimi prehistorycznymi kutrami. Dtrach było na to patrzeć. Inne grupy miejscowych zajmowały się wędkowaniem i łapali z brzegu flądry, na grunt. BYły to czasy, kiedy flądra nie była rarytasem, a taka świeżo usmażona - pycha.

Do belony przekonałam się też za namową miejscowych. Podali przepis na smażenie, apóźniej kazali dodać dużo kopru, to wtedy wszystko będzie zielone... Faktycznie, okazało się, że ryba bardzo smaczna. Okazy zaś wtedy łowione nie odbiegały od takich .

 

 

Jezioro Narie
Autor: wedkarski | Kategorie: łowiska 
Tagi: wędkowanie   węgorze  
11 stycznia 2009, 18:53
Dwa tygodnie spędzone "po sezonie" nad tym jeziorem. Mokro było, deszcz padał, lał i siąpił, jak to w tych okolicach bywa. Jezioro niezbyt duże, ale wówczas bardzo czyste, istny raj dla wędkarzy. Praktycznie żyły tam wszystkie gatunki ryb, o złowieniu których marzy każdy zapalony "moczykij". My jeszcze wtedy nie byliśmy na takim etapie, raczej pływaliśmy kajakiem po tej części jeziora, która była dostępna dla pospólstwa. Część akwenu była objęta przynależnością do tak zwanego ośrodka rządowego. Samo jezioro, jak i obydwa ośrodki były tak ukryte w lesie, że naprawdę trudno było tam dotrzeć. Ale, do sprawy: jakie ryby tam żyły? Oprócz zwykłych okoni, karpi i innego "badziewia" - szczupaki, węgorze, sieje i sielawy. Skoro sama nie łapałam, to skąd wiem? Ano, węgorze były, bo okoliczni mieszkańcy wędzili je później i trudno było nie poczuć czarownego zapachu. Reszta gatunków objawiła mi się, gdy użyliśmy kartek żywnościowych (tak, dawno to było) w charakterze waluty. My - kartki, a miejscowi nam - ryby. Wiadro ryb za 1 kartkę, na którą mogli nabyć "wodę ognistą". Wtedy pierwszy raz usiłowałam złapać w ręce żywego węgorza...
Moje okonie
Autor: wedkarski | Kategorie: ryby 
Tagi: ryby   okonie  
10 stycznia 2009, 22:58

Kiedys mieszkałam sobie blisko morza. Kiedyś miałam więcej czasu po pracy. Kiedyś też miałam bezpośredni dostęp do całkiem dobrego sprzętu wędkarskiego. Wstyd było tego niewykorzystać. Zaczęliśmy z mężem szukać przyczyny, co w tym tkwi, że ludzie potrafią godzinami siedzieć nad wodą i wpatrywać się w spławik. Nie było to łatwe na początku. Sprzęt mieliśmy - Jaxony spławikowe. Robaki - nabyliśmy. Tylko jak tegoż robaka nadziać na haczyk? Jak zarzucić, żeby nie złapać na haczyk własnych włosów, albo gałęzi drzewa? Oj, śmieszne to było... Po kilku wypadach już było dobrze, szybko nam szło. Kolacja zawsze była - okonie, smażone od razu na ruszcie, albo w domu, z czosnkiem. I teraz, przeglądając zapisy na stronie Rybometra - okazy, widzę, że nasze wcale nie były gorsze!

Na początek - co w wodzie piszczy?
Autor: wedkarski | Kategorie: wędkarstwo 
Tagi: agroturystyka   ryby   wędkarstwo  
09 stycznia 2009, 17:21

Zimą - przeważnie mało co piszczy, chyba, że należy się do plemienia "moczykij lodowcowy". Ja do tego ludu nie należę. Poczekam nieco. Dlaczego? Tu, gdzie żyję wyjście na ryby to cała wyprawa. Do dużej wqody mam ok. 50 km w jedną stronę (mieszkam na Warmii). To dlaczego chcę pisać o wędkarstwie? Bo to lubię i tak często, jak to możliwe - robimy takie wypady. Zaraziłam się wędkowaniem w czasie, kiedy mieszkałam w Świnoujściu i dla zabicia czasu (taaak, to było wspaniałe, mieć nadmiar czasu...) jeździliśmy nad Kanał z wędkami. Było super! Od razu na malutkie rożno z czosnkiem i olejem, mniam. I dlatego teraz też lubimy takie wyprawy. Tu za to jest raj dla agroturystów. Jest mnóstwo stawów hodowlanych, gdzie masz po godzince ułowiony obiad, kolację i śniadanie. A okazy też są całkiem, całkiem. A, okazy! Ostatnio pływając w oceanie Internetu trafiłam na coś, co się tworzy właśnie z myślą pokazania światu taaakich ryb. Nazywa się to Rybometr. Zasięg jest międzynarodowy, więc jest się gdzie pochwalić! Teraz pierwsze miejsce w rankingu zajmuje karp o wadze 5480 g - niezła sztuka, szkoda, że już po Świętach (żartuję, wiem, że mało zjadliwy). A ja? Jakie moje "taaakie ryby"? Napiszę o tym.